piątek, 30 listopada 2018

Herbie Hancock

Kiedy rodzice kupili mu pierwszy fortepian, ledwo dosięgał nogami do pedałów. Potem za dnia jako listonosz roznosił przesyłki pocztowe, a wieczorami grywał w klubach. Gdy miał 23 lata, na próbę do swojego domu wraz z kilkoma innymi muzykami zaprosił go sam Miles Davis. Przysłuchiwał im się przez interkom. "Pierwszy raz od dawna czułem na nowo podniecenie, bo skoro po kilku dniach już grali tak genialnie, to co się będzie działo za kilka miesięcy" - wspominał potem Davis.

Tylko muzyka

Hancock urodził się w 1940 roku w Chicago. Matka początkowo pracowała jako pokojówka, po latach została konsultantką w Stanowym Departamencie Zatrudnienia w Illinois. Ojciec prowadził własny sklep, był taksówkarzem, kierowcą autobusów, kontrolerem spożywczym. Kilkanaście lat mieszkali w dwupokojowym mieszkaniu w piątkę: rodzice, Herbie, jego starszy brat Wayman i młodsza siostra Jean.

Herbie od najmłodszych lat miał fioła na punkcie urządzeń mechanicznych. Lubił majsterkować, potrafił całymi dniami rozbierać na drobne części zegarki, tostery i rozgryzać mechanizm ich działania. Miał siedem lat, gdy rodzice zakupili mu fortepian i opłacili lekcje gry. "Odtąd wszystko oprócz muzyki przestało się liczyć" - wspominał po latach w autobiografii. Gdy ukończył 11 lat, nauczycielka zgłosiła go do szkolnego konkursu ogłoszonego przez Chicagowską Orkiestrę Symfoniczną. Najbardziej uzdolniony muzycznie uczeń mógł w nagrodę zagrać na żywo z orkiestrą. Hancock wygrał eliminacje konkursowe i w nagrodę z towarzyszeniem orkiestry zagrał jeden z utworów Mozarta. Nogami ledwo sięgał pedałów fortepianu.

Zaspany listonosz

Ćwiczył przy fortepianie po cztery godziny dziennie, puszczał płyty i wsłuchując się w nagrania, próbował jednocześnie naśladować grę innych pianistów. W college'u w Iowa skrzyknął kilku muzyków i zaczęli grać jazz. Po powrocie do Chicago Herbie zatrudnił się jako listonosz, nocami grywał w klubach. Sypiał po kilka godzin, przez co wiecznie był zmęczony i zaspany. Wkrótce jako muzyk został zauważony, posypały się propozycje koncertowania. Mógł rzucić pracę na poczcie. Przeprowadził się do Nowego Jorku i zamieszkał w najtańszym lokum, jakie udało mu się znaleźć. W małej, ciasnej klitce z trudem mieściły się materac i kilka krzeseł. Był bez grosza, granie w klubach ledwo starczało na chleb.

Pod koniec 1961 roku nagrał wraz z innymi muzykami pierwsze płyty. Jeszcze wtedy występował gościnnie. Przełomem w jego karierze było skomponowanie utworu "Watermelon Man" - przepięknej kompozycji, która na trwałe zagościła w historii jazzu. Mając opracowane trzy utwory, udał się na spotkanie z właścicielami legendarnej wytwórni jazzowej Blue Note i podpisał z nimi swój pierwszy kontrakt na płytę. Kierując się dobrą radą przyjaciela, założył wcześniej własne wydawnictwo Hancock Music, dzięki czemu zachował prawa do utworów z debiutanckiej płyty (co ostatecznie pozwoliło się mu wzbogacić). Płyta "Takin'Off", wydana w 1962 roku, została doceniona przez koneserów, ale prawdziwy sukces, popularność i pieniądze przyniosło Hancockowi dwa lata później nagranie latynoskiej wersji "Watermelon Man", która stała się radiowym przebojem.

Bóg jazzu zaprasza

Maestro trąbki Miles Davis odszukał Hancocka w 1963 roku. Herbie z kilkoma muzykami miał na próbę pograć parę dni u niego w domu. Davis słuchał ich, a później wspominał: "Rany, dosłownie czułem, jak ta muzyka rośnie". W siedmioosobowym składzie (Davis, Coleman, Feldman, Hancock, Carter, Butler, Williams) nagrali płytę "Seven Steps to Heaven".

Z czasem wyłonił się skład tzw. Drugiego Wielkiego Kwintetu, w którym Davis grał na trąbce, Hancock na fortepianie, Tony Williams na perkusji, Ron Carter na basie, a Wayne Shorter na saksofonie. Davis był dla reszty muzyków jak Bóg, ojciec i nauczyciel. Uczył nowych rozwiązań prostymi metodami. Raz zobaczył na ulicy zataczającą się, pijaną kobietę. Wskazał na nią i powiedział do nich: "Zagrajcie to". Gdy któryś z młodych muzyków po słabym, beznamiętnym występie zapytał Davisa, jak grał, ten mu odpowiedział: "Tańczysz w ten sposób ze swoją dziewczyną? Całujesz ją tak?". Do Hancocka raz rzucił: "A teraz nie graj jedną ręką". To zamiast dłuższych wywodów musiało starczyć.

Herbie wiele nauczył się od swojego mistrza. Później, w latach 60., gdy ich drogi twórcze się rozeszły, nie przestali się przyjaźnić i cenić. Tuż przed śmiercią Davis poprosił nawet Hancocka, aby ten zastąpił go podczas jednego z koncertów.

Obaj muzycy mieli problemy z narkotykami. Hancockowi udało się zerwać z nałogiem dzięki buddyzmowi, który zaczął praktykować, i wsparciu żony oraz córki.




Przeszkody nie były mu straszne

Po opuszczeniu grupy Milesa Davisa muzyk założył własny zespół - Herbie Hancock Sextet, nazwany później Mwandishi - z którym nagrywał płyty i koncertował. Pianista nieustannie eksperymentował, jest powszechnie znany z zamiłowania do nowinek technicznych, elektroniki. Jako pierwszy muzyk jazzowy zlecił z początkiem lat 80. nagranie teledysku (było to zaledwie dwa lata po tym, jak powstało MTV). Nawet dzisiaj ten zabawny klip z udziałem robotów stworzony do utworu "Rockit" wydaje się niebanalny. Na przestrzeni lat zmieniały się wytwórnie, w których wydawał płyty, nazwy zespołów, które współtworzył, zmieniał styl gry, w którym można doszukać się elementów funku, elektronicznego jazzu, fusion, hip-hopu. Wielu muzyków woli odcinać kupony od zdobytej wcześniej sławy, obawia się eksperymentowania. Nie Hancock. Wypraw w nieznane nigdy się nie bał. W życiu kieruje się niezmiennie zasadą: zamień przeszkody w możliwości. Z takim nastawieniem łatwiej osiągnąć sukces.

Na podstawie książek Herbiego Hancocka "Autobiografia legendy jazzu", tłum. Katarzyna Gawęska, Sine Qua Non, Kraków 2015, i Milesa Davisa "Miles. Autobiografia", tłum. Filip Łobodziński, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz