Tylko muzyka
Hancock urodził się w 1940 roku w Chicago. Matka początkowo pracowała jako pokojówka, po latach została konsultantką w Stanowym Departamencie Zatrudnienia w Illinois. Ojciec prowadził własny sklep, był taksówkarzem, kierowcą autobusów, kontrolerem spożywczym. Kilkanaście lat mieszkali w dwupokojowym mieszkaniu w piątkę: rodzice, Herbie, jego starszy brat Wayman i młodsza siostra Jean.
Herbie od najmłodszych lat miał fioła na punkcie urządzeń mechanicznych. Lubił majsterkować, potrafił całymi dniami rozbierać na drobne części zegarki, tostery i rozgryzać mechanizm ich działania. Miał siedem lat, gdy rodzice zakupili mu fortepian i opłacili lekcje gry. "Odtąd wszystko oprócz muzyki przestało się liczyć" - wspominał po latach w autobiografii. Gdy ukończył 11 lat, nauczycielka zgłosiła go do szkolnego konkursu ogłoszonego przez Chicagowską Orkiestrę Symfoniczną. Najbardziej uzdolniony muzycznie uczeń mógł w nagrodę zagrać na żywo z orkiestrą. Hancock wygrał eliminacje konkursowe i w nagrodę z towarzyszeniem orkiestry zagrał jeden z utworów Mozarta. Nogami ledwo sięgał pedałów fortepianu.
Zaspany listonosz
Ćwiczył przy fortepianie po cztery godziny dziennie, puszczał płyty i wsłuchując się w nagrania, próbował jednocześnie naśladować grę innych pianistów. W college'u w Iowa skrzyknął kilku muzyków i zaczęli grać jazz. Po powrocie do Chicago Herbie zatrudnił się jako listonosz, nocami grywał w klubach. Sypiał po kilka godzin, przez co wiecznie był zmęczony i zaspany. Wkrótce jako muzyk został zauważony, posypały się propozycje koncertowania. Mógł rzucić pracę na poczcie. Przeprowadził się do Nowego Jorku i zamieszkał w najtańszym lokum, jakie udało mu się znaleźć. W małej, ciasnej klitce z trudem mieściły się materac i kilka krzeseł. Był bez grosza, granie w klubach ledwo starczało na chleb.
Pod koniec 1961 roku nagrał wraz z innymi muzykami pierwsze płyty. Jeszcze wtedy występował gościnnie. Przełomem w jego karierze było skomponowanie utworu "Watermelon Man" - przepięknej kompozycji, która na trwałe zagościła w historii jazzu. Mając opracowane trzy utwory, udał się na spotkanie z właścicielami legendarnej wytwórni jazzowej Blue Note i podpisał z nimi swój pierwszy kontrakt na płytę. Kierując się dobrą radą przyjaciela, założył wcześniej własne wydawnictwo Hancock Music, dzięki czemu zachował prawa do utworów z debiutanckiej płyty (co ostatecznie pozwoliło się mu wzbogacić). Płyta "Takin'Off", wydana w 1962 roku, została doceniona przez koneserów, ale prawdziwy sukces, popularność i pieniądze przyniosło Hancockowi dwa lata później nagranie latynoskiej wersji "Watermelon Man", która stała się radiowym przebojem.
Bóg jazzu zaprasza
Maestro trąbki Miles Davis odszukał Hancocka w 1963 roku. Herbie z kilkoma muzykami miał na próbę pograć parę dni u niego w domu. Davis słuchał ich, a później wspominał: "Rany, dosłownie czułem, jak ta muzyka rośnie". W siedmioosobowym składzie (Davis, Coleman, Feldman, Hancock, Carter, Butler, Williams) nagrali płytę "Seven Steps to Heaven".
Z czasem wyłonił się skład tzw. Drugiego Wielkiego Kwintetu, w którym Davis grał na trąbce, Hancock na fortepianie, Tony Williams na perkusji, Ron Carter na basie, a Wayne Shorter na saksofonie. Davis był dla reszty muzyków jak Bóg, ojciec i nauczyciel. Uczył nowych rozwiązań prostymi metodami. Raz zobaczył na ulicy zataczającą się, pijaną kobietę. Wskazał na nią i powiedział do nich: "Zagrajcie to". Gdy któryś z młodych muzyków po słabym, beznamiętnym występie zapytał Davisa, jak grał, ten mu odpowiedział: "Tańczysz w ten sposób ze swoją dziewczyną? Całujesz ją tak?". Do Hancocka raz rzucił: "A teraz nie graj jedną ręką". To zamiast dłuższych wywodów musiało starczyć.
Herbie wiele nauczył się od swojego mistrza. Później, w latach 60., gdy ich drogi twórcze się rozeszły, nie przestali się przyjaźnić i cenić. Tuż przed śmiercią Davis poprosił nawet Hancocka, aby ten zastąpił go podczas jednego z koncertów.
Obaj muzycy mieli problemy z narkotykami. Hancockowi udało się zerwać z nałogiem dzięki buddyzmowi, który zaczął praktykować, i wsparciu żony oraz córki.
Przeszkody nie były mu straszne
Po opuszczeniu grupy Milesa Davisa muzyk założył własny zespół - Herbie Hancock Sextet, nazwany później Mwandishi - z którym nagrywał płyty i koncertował. Pianista nieustannie eksperymentował, jest powszechnie znany z zamiłowania do nowinek technicznych, elektroniki. Jako pierwszy muzyk jazzowy zlecił z początkiem lat 80. nagranie teledysku (było to zaledwie dwa lata po tym, jak powstało MTV). Nawet dzisiaj ten zabawny klip z udziałem robotów stworzony do utworu "Rockit" wydaje się niebanalny. Na przestrzeni lat zmieniały się wytwórnie, w których wydawał płyty, nazwy zespołów, które współtworzył, zmieniał styl gry, w którym można doszukać się elementów funku, elektronicznego jazzu, fusion, hip-hopu. Wielu muzyków woli odcinać kupony od zdobytej wcześniej sławy, obawia się eksperymentowania. Nie Hancock. Wypraw w nieznane nigdy się nie bał. W życiu kieruje się niezmiennie zasadą: zamień przeszkody w możliwości. Z takim nastawieniem łatwiej osiągnąć sukces.
Na podstawie książek Herbiego Hancocka "Autobiografia legendy jazzu", tłum. Katarzyna Gawęska, Sine Qua Non, Kraków 2015, i Milesa Davisa "Miles. Autobiografia", tłum. Filip Łobodziński, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz