niedziela, 2 marca 2014

Regina Smendzianka - cz.3

W 1964 r. pianistka rozpoczęła działalność pedagogiczną – początkowo w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie, a następnie w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Była wybitnym pedagogiem. Wykształciła ponad 70 najwyższej klasy pianistów w tym 30 polaków i 47 obcokrajowców. Prowadziła międzynarodowe kursy mistrzowskie w Niemczech, Francji, Danii, Finlandii, Japonii, Meksyku, Wenezueli.


<img alt="Regina Smendzianka" src="regina-smendzianka.jpg" />

W odróżnieniu od propozycji prowadzenia kursów muzycznych Smendzianka przyjmowała zaproszenia do jury konkursów muzycznych bez szczególnego entuzjazmu. Pomimo powszechnego przekonania, że nagroda na konkursie jest gwarancją powodzenia w zawodzie muzyka, Smendzianka podkreślała, że przebieg kariery artystycznej zależny jest od wielu czynników, a konkursowe trofeum powinno się traktować jedynie jako pewnego rodzaju pomoc, ale nic poza tym. Sprzeciwiała się temu, by konkurs spełniał rolę „stymulatora rozwoju artystycznego”. Na ten temat wypowiadała się dobitnie :

- „Argument, że konkurs stanowi dla ucznia czy studenta doping do pracy, jest dla mnie wręcz żałosny. Jeśli młodemu adeptowi sztuki muzycznej brak do tego, co robi, innej motywacji niż tzw. sukces konkursowy, nie ma on, moim zdaniem, szansy na prawdziwe zaistnienie w sztuce, w służbie której powinna dominować przede wszystkim postawa fascynacji wobec piękna i dążenie do najdoskonalszego jego urzeczywistniania”.

W swej pracy pedagogicznej Regina Smendzianka hołdowała zasadzie wyważonej i ograniczonej ingerencji w koncepcję interpretacyjną swoich uczniów. W jednym z wywiadów na pytanie :
- Czy zdarzało się, że przyjmowała Pani koncepcję studenta, chociaż sama myślała Pani wcześniej o danej kwestii inaczej? - odpowiedziała w następujący sposób :

- "Tak. Jeżeli uważałam, że taka koncepcja jest zgodna z logiką tej muzyki, akceptowałam ją. Miałam wielu uczniów, a każdy z nich reprezentował inną osobowość. Musiałam się zgodzić z wieloma różnymi spojrzeniami. Czasami bywały to trudne sytuacje. Zdarzają się bowiem studenci o silnej indywidualności, samodzielni w logicznym myśleniu. Często mają rację. Nie wstydzę się przyznać im słuszności. To jest też dla nich wielka satysfakcja. Czasem się jednak buntują, mają odwagę się przeciwstawić. Dlatego też musiałam nauczyć się ważyć każdą swą opinię. Nauczanie uczy myślenia także samego pedagoga. Można mieć rację, lecz trzeba ją uzasadnić, podając środki, jakimi należy określony cel uzyskać. Trzeba je dostosować do konkretnego adepta, który ma swoje uwarunkowania: ograniczenia i własne predyspozycje. Pedagog musi umieć „przetransponować” własne odczucia na słowa". 
(c.d.n.)

Poprzednie części posta dostępne są pod linkami:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz